„SUPERNOVA”

REŻ. BARTOSZ KRUHLIK, MUZ. ENDY YDEN (ANDRZEJ STRZEMŻALSKI), FILM FABULARNY PROD. POLSKIEJ, 2019, 78 MIN.

Trzech mężczyzn, jedno miejsce i jedno zdarzenie, które zmieni życie każdego z nich.
Utrzymana w realistycznym stylu uniwersalna historia opowiada o kilku godzinach z życia wiejskiej społeczności, przygląda się kondycji człowieka postawionego w sytuacji granicznej oraz stawia pytania o istotę przypadku i przeznaczenia. Krwista obyczajowa opowieść, oscylująca na granicy dramatu, thrillera i kina katastroficznego

 

ŁUKASZ MACIEJEWSKI O FILMIE „SUPERNOVA”

„SYMBOL DAJE DO MYŚLENIA”

Debiuty oglądane w Gdyni mają zawsze szczególną wagę. Niektóre rzeczy widać przecież od razu – styl lub jego poszukiwania, upodobania, charakter twórczy. Talent również jest widoczny. Mam dobrą wiadomość. Bartosz Kruhlik, reżyser „Supernovej”, to autor wyjątkowo utalentowany.

Kruhlik nie jest dla mnie twórcą anonimowym. Najciekawsze etiudy absolwenta Szkoły Filmowej w Łodzi: „HTTP://”, „Żar” czy „Adaptacja”, nie budziły żadnych wątpliwości. W polskim kinie objawił się ktoś bardzo ciekawy, świetnie pracujący z aktorami, umiejętnie budujący filmowe napięcie. Warto czekać na jego debiut – myślałem oglądając te filmy. „Supernova” przebiła jednak moje (wysokie) oczekiwania. To kino jednocześnie autorskie, jak i komunikatywne, świetnie opowiadane.

Oto film koncept, rebus, wyzwanie. Cała akcja rozgrywa się w jednym miejscu, a czas trwania filmu równoważy się z czasem opowiadania historii. Trochę ponad godzinę, nie więcej.

Oglądając „Supernovą” pomyślałem o kinie braci Dardenne. Kruhlik ma tę samą umiejętność werystycznej prawdy postaw uzyskiwanej jednak nie przez formułę kina dokumentalnego, a poprzez ściśle kontrolowaną kreację. O ile jednak bracia Dardenne byli zawsze uwrażliwieni społecznie, a głównym tematem ich twórczości jest obrona słabszego bohatera wobec opresji kulturowej i socjalnej, o tyle Bartosza Kruhlika ciągnie także w stronę metafory, szerszej diagnozy postaw. „Symbol daje do myślenia” – pisał Paul Riceur. Symbolika „Supernovej” jest wyrazem wiary w inteligencję widza. I afirmacją wieloznaczności.

Oto jedno wydarzenie, z jednej ulicy,  w jednym parnym, letnim dniu. Plus dziesiątki reakcji. Coś się właśnie stało, coś groźnego. Groźba spełnia się w mulitplikacji postaw. Tak jakby Kruhlik zestawiał ze sobą kilka perspektyw. „Supernova” to Polska agresywna, zastraszona, pijana i nawiedzona, ale także Polska czująca, ropiejąca i tęskniąca. Za czym? – same nie wie. Za kim? – być może za życiem, które było, którego nie uda się przywrócić.

Inicjująca film dramatyczna sytuacja z „Supernovej” uruchamia serię wydarzeń. Jest sprawca, są ofiary, są również świadkowie. Jak w trójrzędnej strukturze gatunkowej. A jednak wszystkie postaci otrzymują prawo do indywidualizacji. Grany fenomenalnie przez Marka Brauna policjant, to człowiek, który zrozumiał zbyt wiele. Poniewczasie. Ciekawą postacią jest zepsuty polityk w  interpretacji Marcina Hycnara. Jego agresja wynika z zakłamania, ale i ze strachu przed lustrem. Dorian Grey dostrzegłby w nim diaboliczny pomruk zniszczenia. Wspaniali są także Marcin Zarzeczny w roli zapijaczonej ofiary własnej bezradności, czy Anna Mrozowska jako policjantka przechodząca właśnie test wytrzymałości. Kruhlik, podobnie jak niedawno Jagoda Szelc w „Wieży. Jasnej dzień”, postawił na aktorów mało znanych, albo zapomnianych, pracujących głównie w teatrze, często na prowincji (debiutujący Marek Braun jest gwiazdą Teatru Powszechnego w Radomiu). Wiedział co robi. Nie ma przecież aktorów stricte teatralnych i filmowych. Są tylko dobrzy i źli, bardziej i mniej znani. Czasami trzeba ich tylko odkryć.

W warstwie interpretacyjnej „Supernova” pozwala na mnogość wniosków, także wzajemnie się wykluczających. Sylogizmy w cenie. Film może być odczytany jako brutalna opowieść o Polsce, o tym, co się z nami dzieje jako społeczeństwem, swego rodzaju kronika postaw wobec języka demagogii, zakłamania, fikcji w której żyjemy. „Supernova” może być jednak odczytana również bardziej prywatnie, intymnie, bez wielkich słów i odsyłaczy – jako galeria różnych losów, splątanych ze sobą, ale i wzajemnie się wykluczających. Mocne, przejmujące, świetnie zrobione kino.

Łukasz Maciejewski, źródło: Onet.pl